czwartek, 31 marca 2011

Denko!

Dumnie prezentuję kolejne puste opakowania.

Krem Nivea
Nie przepadam za nim. Ma nieciekawą konsystencję, jest za ciężki, nie nawilża. Jedynie pachnie ładnie. Stosowałam go do nawilżania kolan.









Krem Ziajka
Kupiony baaaaardzo dawno i użyty kilka razy, czekał na łazienkowej półce na swoją kolej. Używałam go głównie dlatego, że nie chciałam wyrzucać prawie pełnego pudełka. Długo się wchłania i jest za ciężki na wiosnę.
Krem Garnier Intensywna Pielęgnacja
Mój absolutny hit wśród kremów. Odkryłam go dopiero niedawno, dzięki dobrym opiniom na Wizażu. Skusiłam się na jedno pudełko, po czym prawie natychmiast kupiłam kolejne. Krem idealny! Lekki, przyjemnie chłodzi skórę, cudownie nawilża i pachnie i błyskawicznie się wchłania. Mógłby być tylko bardziej wydajny.

Bibułki matujące Wibo
Kupiłam je na wycieczce szkolnej w Toruniu (wszyscy kupowali jakieś pierniki czy pocztówki, a ja buszowałam po Rossmanie ; D). Miały śliczny różowiutki kolor. Spełniały swoje zadanie dość dobrze, ładnie odświeżały cerę.

Szampon 2 w 1 Avon Naturals Mandarynka & Kiwi
Chyba najlepszy szampon jakiego używałam, kończy mi się już kolejna butelka. Cudowny zapach, włosy świeże i błyszczące, ładnie się pieni i łatwo spłukuje. Niestety nie działa tak dobrze na wszystkich, bo wiem, że niektórzy się na niego skarżyli. Ja osobiście go uwielbiam.

Krem do rąk H&M
Używałam go dość długo, jako kurację dla zmarzniętych i popękanych dłoni. Ma fajną, lekką konsystencję, ciekawy zapach i  naprawdę porządnie nawilża.

poniedziałek, 28 marca 2011

Rewolucja u Viollet.

Viollet, od jakiegoś czasu prowadząca bloga A wszystko przez ten Wizaż! postanowiła wprowadzić u siebie pewne zmiany i oto jej blog zmienił nazwę na Na obcasach, w związku z tym zmienił się również adres strony, który brzmi obecnie viollet-na-obcasach.blogspot.com. Serdecznie zapraszam do zaglądania!

niedziela, 27 marca 2011

Już po Pyrkonie!

Właściwie wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż miało, co wcale nie oznacza, że było źle. Wręcz przeciwnie - było przecudownie. Na konwent dojechałyśmy nie pociągiem, a samochodem i godzinę później niż planowałyśmy. Pierwsze co nas uderzyło to tłumy ludzi, którzy w normalnych środowiskach są wyśmiewani. Zostałyśmy zewsząd otoczone glanami i skórzanymi płaszczami, więc poczułyśmy się trochę nieswojo i odezwało się w nas pragnienie powrotu do domu. W końcu namówiłam Domi na poczekanie na pierwszą prelekcję, a dopiero potem podjęcie decyzji w sprawie wrócenia. Podczas oczekiwania na wykład, zawarłyśmy znajomość z pewną Yaoistką z Gdańska. Niestety na prelekcję się nie dostałyśmy, z początku przez problemy z odnalezieniem sali, potem kiedy już tam dotarłyśmy, pokój był tak napchany, że ludzie stali na korytarzu. Nadeszły kolejne dwie godziny czekania, które poświęciłyśmy na obejście stoisk (znalazłam pocztówkę z Dir En Grey!). Na końcu zdecydowałyśmy się jeszcze na koszulki (jeśli ktoś jest ciekawy jej wyglądu, to proszę napisać w komentarzu, wstawię zdjęcie). Pamiętając  nieprzyjemny incydent z pierwszą prelekcją, na Stereotypy Japońskie poszłyśmy ze sporym wyprzedzeniem i udało nam się zająć dobre miejsca. Prelekcja wypadła naprawdę świetnie, głównie za sprawą prowadzącego, który pomimo, że dowiedział się o swojej odpowiedzialności za ten wykład 3 godziny przed nim, to był doskonale zorientowany w temacie i wszędzie potrafił wtrącić coś zabawnego. Właściwie dzięki tej prelekcji zaczął nam się podobać Pyrkon, ale zrezygnowałyśmy już z Kursu Języka Japońskiego i udałyśmy się do domu. Teraz zostało mi tylko kilka miłych wspomnień, identyfikator, koszulka i Informator Konwentowy. Ogólnie konwent oceniam raczej dobrze i za rok również się tam wybieram, kto wie, może na całe 3 dni?

piątek, 25 marca 2011

Pyrkon!

Jutro jadę na Pyrkon i generalnie to się denerwuję. W sumie to mój pierwszy konwent i niezupełnie w takiej tematyce, jaką bym chciała, ale odczuwam straszną potrzebę wyrwania się z domu.

Plan pyrkonowy:
12,00 - spotkanie z Domi, kupno czegoś, co uchroni nas przed śmiercią głodową (czyt. tony słodyczy ^ ^), drukowanie formularzy dla rodziców
14,09 - pociąg
14,50 - planowane bycie na miejscu, akredytacja i czekanie na prelekcję
17,00 - Mitologia Japońska
19,00 - Japońskie stereotypy
21,00 - Kurs japońskiego.
22,00 - powrót

Pyrkon!

środa, 16 marca 2011

Pyrkon?

Takie pytanie:
Czy któraś z (niewielu) czytających tego bloga osób wybiera się może na Pyrkon (26 marca, Poznań)? Jeżeli tak, to proszę się odezwać w komentarzu, może się zobaczymy : D.

wtorek, 8 marca 2011

Denko.

Znów mam kilka odnotowanych zużyć, z jednych cieszę się bardziej z innych mniej, ale więcej o tym już za chwilę.

Waniliowe, odżywcze masło do ciała Joanna Naturia. Na wstępie jak każdy muszę wyrazić swój zachwyt nad zapachem. Masełko pachnie jak budyń albo świeżo wyrobione ciasto, więc ślicznie <3.
W miarę wydajne, nawilża średnio, ale zostawia przyjemny zapach na skórze. Wrócę do niego na pewno, jak tylko je znajdę.














Żel do twarzy Nivea Clean Deeper. Kupiłam go w celu wieczornego oczyszczania twarzy, ale niestety nie dawał mi zupełnie NIC. Tylko ściągał twarz, a jakiś czas później zaczęły powstawać mi po nim nowe wypryski. Wykończyłam go używając jako peeling do stóp. Tu się nawet sprawdził XD.
























Zmywacz Paese. O nim już chyba gdzieś pisałam. W każdym razie bardzo go lubię i jeżeli żaden inny zmywacz mnie nie zachwyci, będę regularnie kupowała ten. 




























Błyszczyk Ziaja Blubel. Fajny, lekka konsystencja, ładnie nabłyszczał. Wrócę do niego gdy tylko wykończę jeszcze kilka balsamów do ust. Chcę wypróbować jeszcze inne zapachy.


















Pomadka Nivea, Velvet Rose. Doceniłam ją dopiero gdy już się kończyła. Nadawała lekki różowawy kolor i perłowy połysk, dobrze chroniła przed zimnem i nawilżała, aczkolwiek nie wiem czy wrócę do niej w najbliższym czasie.
















Maseczka Dermika z serii Let's Dance, American Smooth.  Chyba niewiele mi dawała. Twarz po jej użyciu była faktycznie miękka i rozjaśniona, ale ten efekt utrzymywał się może godzinę. Nie kupię jej ponownie.


























Moja opinia o szamponach Elseve jest już powszechnie znana. To kolejny cudowny szampon. Ten w dodatku bardzo ładnie pachnie. Na razie jestem na etapie zachwytów nad szamponem z Avonu, ale jeśli kiedyś mi to minie, na pewno kupię któryś z Elseve.


























Zmywacz do paznokci Sensique. Miał ładny zapach kiwi,  ładną minimalistyczną buteleczkę i dobrze zmywał lakier. Jeśli będę jeszcze miała okazję, to go kupię.

Kolejne zakupy, nie tylko kosmetyczne :D.

Znów nazbierało mi się trochę nowych rzeczy. Część z nich jest ze zwykłej drogerii, kilka z Avonu, a dwie są z Bershki i Tally Weijl :D. Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale były robione byle jak i na szybko.


Rękawiczki do masażu z H&M. Zakup właściwie spontaniczny, zainicjowany przez mamę. Podzieliłyśmy się ładnie po jednej. Swojej właściwie jeszcze nie używałam, cierpliwie czeka w szufladzie na swoją kolej.
Koszt: 6,90 zł.







Lakier do włosów Taft Looks. Długo szukałam czegoś co utrzymałoby moje włosy w miejscu podczas mojego pobytu w szkole. Po przeczytaniu pozytywnych opinii na Wizażu zdecydowałam się na ten. Trzyma dość dobrze, chociaż te najbardziej nieposłuszne kosmyki muszę czasami traktować dodatkowo gumą do stylizacji. Niestety skleja włosy.
Koszt: 9,99 zł.





Peeling Marion Body Therapy o zapachu pomarańczy z białą czekoladą. Kupiłam go z powodu strasznej chęci na kosmetyk o jakimś słodkim zapachu. Ja go jeszcze nie używałam, ale mama po jednorazowym użyciu jest raczej zadowolona.
Koszt: 3,99 zł.







Tak, wreszcie mam Smackersa. Wypadło na Cotton Candy bo w SuperPharmie nie było zbyt dużego wyboru. Zapach co prawda nie przypomina w niczym waty cukrowej, ale jest sam w sobie przyjemny. Balsam delikatnie rozjaśnia usta i nadaje im perłowy połysk. I baaardzo fajnie smakuje :D.
Koszt: 7,49 zł.






Paletka cieni Słodkie Serduszko z Avonu. Kolejny spontaniczny zakup, spodobał mi się jej design. Kolory niestety wyszły przekłamany. Środkowy kolor w katalogu wyglądał na raczej różowy, tymczasem jest w kolorze cielisto-łososiowym. Ich konsystencja jest raczej kremowa, są ładnie napigmentowane. Co prawda nie malowałam się jeszcze nimi, ale podczas testowania na ręce wypadły raczej dobrze.
Koszt: 10,90 zł.



Kolczyki SIX chwycone szybko podczas kilkuminutowego wypadu do C&A. Są sporej wielkości, co mnie niestety trochę rozczarowało, bo wystają poza ucho. Wyglądam w nich trochę jak metal, więc na razie ich nie noszę. Ale w sumie jak na tą cenę, są w porządku. Może założę je na któryś konwent :D.
Koszt: 5 zł.






Bransoletka z KappAhl, kolejna wyszperana na wyprzedaży i kolejna moja pieszczocha :D. Prawie pół godziny usiłowałam dociec, jak się ją zapina, ale teraz już wiem i bardzo ją polubiłam. 
Koszt: 4,90 zł.







Świetna bluzka, którą razem z Asią wyszperałyśmy na stojaku z przecenionymi ciuszkami w Bershce. Jest uszyta z lekkiego, trochę prześwitującego materiału. Rękawy sięgają do łokcia. Przód zdobi dość skomplikowany nadruk. Nadal nie udało mi się dociec co on przedstawia :D.
Koszt: 19,90 zł.






Po bardzo długich poszukiwaniach, wreszcie znalazłam odpowiednią chustkę na wiosnę. Jest idealna, lekka, szara z domieszką turkusu. W dodatku Domi ma taką, tylko granatową. Happy-desu!
Koszt: 29,90 zł.







To tyle, dziękuję za uwagę i paa!

Anita.





poniedziałek, 7 marca 2011

Pewien bardzo długi post.

Zaniedbałam bloga, gomen. 

Po pierwsze na prośbę Lady In Purple zaczęłam testować swoje maseczki z Avonu i mogę już napisać kilka słów o pierwszej z nich. Jest to maseczka błotna z minerałami z Morza Martwego.

Zapach ma dość trudny do określenia. Nie jest zupełnie nieprzyjemny, ale też nie zachwyca. Gdyby zapachy mogły jakoś smakować, ten z pewnością byłby słony. 
Spodobał mi się jej kolor w saszetce i zaraz po nałożeniu jest ciemnoszara z lekką domieszką niebieskiego, ale gdy wchłonie w skórę (bo tak robi), robi się niebieska i wygląda się jak smerf :D. Jest raczej rzadka, łatwa do nałożenia. Pod koniec trzymania jej na twarzy strasznie ściąga skórę, ale to tylko kilka chwil przed jej zmyciem. 
Moje obserwacje dokonane po zmyciu maseczki: skóra jest widocznie oczyszczona, rozjaśniona, wręcz promienieje, ale niestety strasznie się wysusza i muszę po niej używać mocno nawilżającego kremu.
Generalnie, gdyby nie to, że mam jeszcze 5 saszetek maseczek do wykończenia i chęć przetestowania dwóch kolejnych w tubkach, to sądzę, że bym ją kupiła.